Kończy się październik a wraz z nim miesiąc walki z rakiem
piersi. Przez ten czas oprócz wywiadu – rozmowy w Głosie Wielkopolskim starałam
się wesprzeć swoimi dziesięcioma felietonami tych, którzy z rakiem mają do czynienia. A
także tych, którzy zmagają się z innymi potwornymi doświadczeniami i otucha
jest im potrzebna jak woda.
Nie zmienię się oczywiście w żadną Matkę Teresę, charakter nie ten i kierunek życia nie
ten. Ale mój sposób myślenia chciałam
Wam ofiarować, bo lekko i łatwo przeszłam leczenie, operację i cały ten trudny
okres łysej głowy, chemicznego zapachu i niezbyt dobrych rokowań ( jeśli chodzi
o mój typ nowotworu).
Nie jestem w stanie wymienić wszystkich osób, wspierających
mnie podczas walki z chorobą. Przyjaciele i Rodzina to fundament wzmacniający
mnie każdego dnia.
Różaniec – dla niewierzących może to być sposób
medytacji i droga do wyrównania oddechu
i uspokojenia skołotanych myśli, dla wierzących – nie muszę zapewniać o jego
właściwościach leczniczych. Biblia na chybił trafił i Księga Psalmów – moim
zdaniem lektury obowiązkowe. Kiedy lęki były najsilniejsze, wymyśliłam, że
trzeba wziąć Biblię i otwierać ją gdzie bądź. Na każdej stronie znajdowałam
słowa otuchy i nadziei.
Bardzo ważną lekturą były i są książki Reginy Brett – „Bóg nigdy nie mruga” i „Jesteś cudem” dodawały i dodają mi radości i wiary, że wszystko skończy się
dobrze. Kiedy przeczytałam zdanie, że rak
to najlepsze co mi się w życiu zdarzyło, bo dzięki niemu stałam się dobrym
człowiekiem - byłam wstrząśnięta i
zachwycona. Raka można przerobić w sukces pod warunkiem, że się nie umiera.
Podsumowując: wsparcie bliskich, modlitwa, lektura - to zestaw startowy każdego, kto otrzymał diagnozę.
Na Garbarach, przekraczałam zonę, przekraczałam granicę, za którą otwierała się zupełnie inna
rzeczywistość. Kiedy mijałam kobiety w chustkach albo kobiety o zbyt lśniących, sztywnych
włosach, kiedy docierały do mnie
strzępki rozmów obcych ludzi - ..chłoniak… leży nieprzytomna …… niestety
przerzut…. . wtedy wiedziałam, co w życiu liczy się najbardziej.
Oprócz uśmiechniętych lekarzy, pielęgniarek, przemiłych pań
w sekretariacie odwiedzałyśmy Pomarańczarnię
- wspólnie z Romką i Blanką. To mały
zakątek, zimowy ogród, fontanny i przestrzeń. Żarty, wygłupy i lekkie rozmowy
pomagały nam w każdym pobycie – kiedy wlewano w nas „domestos” i trzeba było to
przetrwać.
Opracowałam zestaw tez, haseł pomocnych w te dni, kiedy
przychodzi przeświadczenie, że Twoje wyniki to nie rutyna i bagatela, ale
informacja o tym, czy na nowo poklejone życie trzeba będzie rozłupywać po raz kolejny.
1 Rak nie wyrok. Nie bój się raka.
2 Żyj tak, jakby go nie było. Ignoruj go.
3 Uczestnicz w sztafecie – zadania są konieczne.
4 Pozwól innym rozdawać karty, ale pozostań w grze.
5 Wszystko dzieje się po coś.
6 Rak rakiem a żyć trzeba – to moje ulubione i
czasem mnie rozśmiesza.
Nie znikam zupełnie. Czas zaskorupić się w sobie, czytać
książki i napisać nowy cykl felietonów. Dziękuję za to, że tak licznie
odwiedzacie mojepoletkooraku. Dziękuję, że czytacie moje około rakowe
opowieści. Będę wdzięczna za wszystkie sugestie, pomysły i tematy, które mi
podeślecie. Jestem.
Komentarze
Prześlij komentarz